Amerykańska stacja kosmiczna zostaje zniszczona przez szczątki rosyjskiego satelity komunikacyjnego. Z życiem cudem uchodzi tylko dwoje astronautów: dr Ryan Stone (Sandra Bullock) i Matt Kowalsky (George Clooney), którzy zostają wkrótce zmuszeni do walki o przetrwanie. Film 10-krotnie nominowany do tegorocznych Oscarów.
Chociaż motyw katastrofy w kosmosie przewijał się w kinie wiele razy, to już dawno nie użyto go z takim rozmachem. Grawitacja za sprawą budżetu przyprawiającego o zawroty głowy, obsady i ostatecznie 7 zdobytych nagród Akademii znalazła się na językach dziennikarzy na całym świecie, przynosząc Alfonso Cuarónowi sławę. Mnie jednak daleko do chwytu.
Sam pomysł na fabułę nie należy do nowatorskich, a scenariusz pozostaje przeciętny. Całość to tak naprawdę opowieść dwóch aktorów z głosami z wieży kontrolnej w tle orazwalka twórców o nieprzerwane zainteresowanie widza. Jak na ironię, do filmu rozgrywającego się w bezkresnej pustce, trudno jest wpleść coś naprawdę oryginalnego. Zgrabnie jednak wybrnięto z tego, wykorzystując dramatyczne momenty z nagłymi zwrotami akcji i humor, chociaż nie uniknięto trochę sztampowych, niekiedy nazbyt melodramatycznych chwil, a także błędów z zakresu astronautyki.
Główne role powierzono dwóm największym gwiazdom ostatnich lat - Sandrze Bullock i Georgowi Clooney'owi. Ich gra nie powaliła mnie jednak na kolana, więc stanę w opozycji do zachwytów członków Akademii, którzy wybrali Bullock na kandydatkę do Oscara. W mojej opinii oboje grają poprawnie, ale na pewno nie wybitnie. Czegoś zdecydowanie zabrakło, może żywiołowości, może tej iskry, która czasami decyduje o wszystkim. Brak naturalności w grze Sandry dawał się we znaki szczególnie podczas zbliżeń na twarz. Chociaż film nieźle wypada na tle tegorocznych zwycięzców, to wiele jednak brakuje mu do tych nagradzanych w przeszłości.
Sam pomysł na fabułę nie należy do nowatorskich, a scenariusz pozostaje przeciętny. Całość to tak naprawdę opowieść dwóch aktorów z głosami z wieży kontrolnej w tle orazwalka twórców o nieprzerwane zainteresowanie widza. Jak na ironię, do filmu rozgrywającego się w bezkresnej pustce, trudno jest wpleść coś naprawdę oryginalnego. Zgrabnie jednak wybrnięto z tego, wykorzystując dramatyczne momenty z nagłymi zwrotami akcji i humor, chociaż nie uniknięto trochę sztampowych, niekiedy nazbyt melodramatycznych chwil, a także błędów z zakresu astronautyki.
Grawitacja została doceniona za montaż obrazu, muzykę, zdjęcia oraz efekty specjalne, które zdecydowanie są jej najmocniejszą stroną. Film to ogromne widowisko z niesamowitymi zdjęciami, pod względem technicznym niemal perfekcyjne, a przy tym zupełnie nierealistyczne i przez to mimo wszystko bardzo wciągające. Jeśli już z jakiegoś powodu je obejrzeć, to właśnie dlatego.
Przy takich filmach zwracam przede wszystkim uwagę na jakość efektów specjalnych, ale widzę z twojej recenzji, że w przypadku ,,Grawitacji'' nie muszę się o to martwić, bo jest perfekcyjnie. W takim razie chętnie obejrzę ową produkcje.
OdpowiedzUsuńA mi czegoś zdecydowanie zabrakło, więc przyłączam się do opozycji :) Gra aktorów nie była wybitna, w ogóle fabuła jakaś taka... rozczarowująca, rozmemłana, rozciągnięta i bardzo... amerykańska. Widowiskowo film powyżej przeciętnej, ale fabularnie - przeciętniak.
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji obejrzeć jeszcze, ale mam nadzieję, że to sie szybko zmieni!
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tym filmie, ale z chęcią bym obejrzała.
OdpowiedzUsuńRadosnego przeżywania świąt wielkanocnych, czyli szczęśliwego Alleluja!